Kartka z kalendarza
Witajcie!
Od pewnego czasu chodzi za mną myśl, aby stworzyć serię postów dotyczącą mojego życia w Londynie.
Taka mała opowieść o tym mieście, ludziach, wydarzeniach czy też zabawnych sytuacjach.
Londyn to miasto które cały czas tętni życie, i chyba nigdy nie zasypia. Każdy dzień przynosi coś nowego. Czasem są to zabawne sytuację, czasem troszkę mniej, ale jedno jest pewne, zawsze w tym mieście coś się dzieje. Nie wiem czy tego typu posty Was zainteresują, jednak dla mnie będą one swoistym pamiętnikiem, więc myślę, że co jakiś czas tego typu wpisy będą się tutaj pojawiać.
Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami moimi spostrzeżeniami na temat londyńskiego metra i podróżowania nim. Oczywiście od razu zaznaczam, że nie będzie tutaj typowych informacji na temat ilości linii, stacji itp. Będzie tu natomiast szereg moich doświadczeń i zdarzeń jakie na co dzień spotykam, podróżując tym środkiem transportu.
Codziennie około 3 miliony ludzi podróżuje Londyńskim metrem. To prawda, ta ilość może przyprawić o ból głowy. Zwłaszcza kiedy to w godzinach szczytu zaczyna się przepychanie i wyścig, aby jak najszybciej zająć wolne miejsce. Tutaj kto pierwszy ten lepszy. I powiem Wam, że w tym wyścigu prym wiodą młodzi faceci, którzy jak już zajmą wolne miejsce, to od razu wsadzają nos w książkę, lub też zamykają oczy, tylko po to, aby nie widzieć starszych ludzi, którym de facto powinno się ustąpić miejsca. Tak, to niestety prawda, wyścig szczurów w tym mieście zaczyna się już na poziomie komunikacji miejskiej. Byłam jednak kilka razy świadkiem, jak młoda kobieta w ciąży, czy też starsza pani, podeszła i grzecznie poprosiła, aby młody i zdrowy jegomość ustąpił jej miejsca. Przecież normalne jest, że starsza kobieta o lasce, nie będzie się przepychać miedzy innymi pasażerami, tudzież okładać ich po głowie laską, tylko po to, aby jak najszybciej zając wolne miejsce! Mówię wam, mina komunikacyjnych szczurów, którzy tak bardzo polowali na wolne miejsce, była bezcenna kiedy to musieli wstać i resztę drogi spędzić na stojąco.
Osobiście bardzo lubię podróżować metrem. Zwykle ten czas przeznaczam na czytanie moich ulubionych książek, czy też słuchanie muzyki i obserwowanie pasażerów. Nierzadko wtedy jestem świadkiem przezabawnych sytuacji, które nieraz wywołują uśmiech na mojej twarzy. Są jednak też takie sytuacje, kiedy to wkurzenie na te rodzaju komunikacji sięga u mnie zenitu. Pierwszą z nich są bez wątpienia awarie metra, które notabene zdarzają się dość często. Tak zwane "padanie świateł" na liniach jest notoryczne. Najczęściej wtedy linia jest zawieszana do momentu, kiedy to awaria zostanie naprawiona. Zwykle wtedy mamy dwa wyjścia: czekać w wagonie aż wszystko wróci do normy (czasem jest to długie czekanie, wierzcie mi), lub tez wysiąść i poszukać innej alternatywy. Gorzej jeśli pociąg zatrzyma się w tunelu, wtedy o wysiadaniu generalnie mowy nie ma, chociaż i tutaj zdarzają się wyjątki. Zwykle kiedy na danej linii dojdzie do wypadku czy też poważnej awarii, prąd jest natychmiast wyłączany. Wtedy też pociągi zatrzymują się automatycznie, bez względy na to, czy pociąg znajduje na stacji metra czy też w tunelu. Mnie taka taka sytuacja raz spotkała, i to wtedy, kiedy jechałam do szpitala na umówione spotkanie z lekarzem. No bo oczywiście, takie sytuacje mają miejsce wtedy, kiedy to najbardziej nam się spieszymy. Jednak ja, optymistka z natury, byłam pełna wiary, że to tylko chwilowa awaria i zaraz pociąg ruszy w dalszą drogę. Nawet to, że światła zgasły w wagonach i zapaliły się te awaryjne, nie spowodowało u mnie większej paniki. No przecież nie może być aż tak źle! W końcu za pechowca się nie uważałam. Niestety po kilku minutach maszynista ogłosił, że nie ma raczej większych szans na to, abyśmy w najbliższym czasie ruszyli. Ja oczywiście lekka panika, no bo spotkanie z lekarzem, zegar tyka a ja w szczerej dupie, uwieziona w tunelu z którego ani wyjść ani zadzwonić. Pocieszeniem dla mnie było tylko to, że nie mam dodatkowo klaustrofobii! Po kolejnych minutach spędzonych w dusznym wagonie (sytuacja miała miejsce latem, co jeszcze bardziej potęgowało duchotę), straciłam wiarę na to, że na czas dotrę do szpitala. I wtedy stał się cud! No powiedzmy :) Otóż maszynista ogłosił, że zostaniemy ewakuowani z pociągu. Dla tych którzy nie wiedzą, w pierwszym wagonie, na przodzie znajdują się drzwi, które umożliwiają wyjście maszyniście czy też pasażerom, bezpośrednio na tory. Hura! Jestem uratowana! Jednak zaraz mój dobry humor został zmącony tym, że jak to, że ja będę szła przez jakiś ciemny tunel, gdzie pewnie szczury i myszy będę mi przelatywać między nogami!! Jednak na rozmyślanie nad całą tą sytuacją nie miałam za wiele czasu, gdyż nagle pojawił się maszynista, który rozpoczął ewakuację. Tak więc odmowa wyjścia raczej nie wchodziła w grę. Uczepiona ramienia mojego chłopaka ( dobrze, że był ze mną) wyszłam w ciemny tunel i podążyłam za światełkiem w tunelu. Normalnie śmierć kliniczna ja jawie :). Na szczęście peron kolejnej stacji, (tudzież to światełko które było widać), nie znajdował się daleko, i tak po kilku minutach dotarliśmy cali i zdrowi do kolejnej stacji. Cała przygoda skończyła się tak, że lekko spóźniona dotarłam do szpitala i moja konsultacja z lekarzem odbyła się. A wszystko to zostało okraszone tylko lekkim spóźnieniem, gdyż ja, nauczona doświadczeniem, zawsze na ważne spotkanie wychodzę z domu wcześniej, aby mieć pewność, że dotrę na czas. Jednak jak to zwykle w życiu bywa, nie da się wszystkiego przewidzieć.
****
Mam nadzieję, że ten cykl wpisów przypadnie Wam do gustu.
W kolejnym przestawię Wam zachowania pasażerów londyńskiego metra, które czasem mnie wkurzają, a czasem powodują na moich ustach uśmiech.
Posdawim
:)
oj, ja bym spanikowała uwięziona w metrze :) już nie wiem co gorsze, spacer po tunelu, czy przymusowy postój? ;0
OdpowiedzUsuńMyślę, że gorszy spacer ;)
UsuńSeria zapowiada się bardzo ciekawie. Wyczuwam wiele interesujących historyjek :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że seria tych postów się przyjmie :)
UsuńTak jak z Nowo Jorkim meterm.Tragedia. U nas w sumie to Chinczyc strasznie beigna do wolnych miejsc. nie ma szany zeby ich wyscignac.Przpychaja sie strasznie. raz wstaalm z mojego miejsca bo kortke chcialam siagnic (za goraca bylo) i niewiem jak pani chinka zajela mi miejsce, doswonie w pod dupe mi wlazla... wybuchalm jak nic, awanture na caly poaciag zrobila. :) nie zeszla, nic ja nie ruszylo.... , dodam ze byam w 5 miesicau ciazy wtedy...
OdpowiedzUsuńTutaj tak samo, rano odbywa się istny maraton po wagonach :)
UsuńJestem bardzo ciekawa londyńskiego metra. Muszę kiedyś odwiedzić Londyn.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś uda Ci się odwiedzić to miasto :)
UsuńBardzo fajny pomysł na serię wpisow
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo ciekawie. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i również pozdrawiam :)
UsuńPrzeechałbym się takim metrem :)
OdpowiedzUsuńWitaj!Z przyjemnością przeczytałam Twój post!Bardzo dobry pomysł,żeby opisywać spostrzeżenia dotyczące życia w Londynie. Pisz! A ja już zaczynam obserwować Twój blog!
OdpowiedzUsuńU nas niestety to samo w komunikacji miejskiej. Ale tam jak widzę, ludzie mają odwagę,żeby poprosić o ustąpienie miejsca.Popieram takie podejście.Bez krzyków, obrażania, warto uczyć się takiej formy asertywności!
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję za miłe słowa :) Cieszę się, że post przypadł Ci do gustu. Mam nadzieję, że kolejna także Ci się spodobają.
UsuńPozdrawiam :)
Jeszcze nie byłam ☺
OdpowiedzUsuńciekawie sie zapowiada ta seria wpisow:) czuje ze bedze tu wpadac czesciej:) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMiło mi i zapraszam częściej :)
UsuńNaprawdę ciekawe wpisy :) Ja akurat nie znam Londynu, dlatego bardzo chętnie o nim poczytam. Lubię dowiadywać się nowych rzeczy jak i ciekawych historyjek z życia wziętych :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło ♡
Cieszę się, że post Ci się spodobał ;) Ja także najbardziej lubię sytuacje z życia wzięte :)
UsuńJa za rok chcę odwiedzić to miasto :) Na pewno metro będzie próbowane przez moją osobę :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mam nadzieję, że Ci się tutaj spodoba :)
Usuńnigdy nie byłam w Londynie tym bardziej mnie to miasto ciekawi:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że kiedyś zawitasz do tego miasta :)
UsuńTaka seria to świetny pomysł, wciągnęłam się totalnie. Mimo, że może dla Ciebie to takie zwykłe co dzienne historie to ja raz w życiu jechałam metrem i to jeszcze w Warszawie i nigdy nie przechodziłam ewakuacji z niego. Jestem ciekawa dalszych postów, więc z przyjemnością zaobserwuję Twojego bloga ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, i mam nadzieję, że kolejne posty z tej serii również Cię wciągną :)
UsuńFajna seria, czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńBardzo zaciekawiłaś mnie tą serią! Z chęcią będę do Ciebie wracać :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że podróżowanie metrem może być ekscytujące, zwłaszcza na początku kiedy człowiek wsiada do niego po raz pierwszy. Ja osobiście jeszcze nie miałam takiej okazji.
Pozdrawiam serdecznie!
To prawda, jak przyjechałam do Londynu i pierwszy raz wsiadłam do metra to aż się przeraziłam. Wydawało mi się, że zaraz się zgubię, pojadę nie w tą stronę co trzeba, normalnie zginę jak ciotka w Czechach ;) Jednak wystarczyło się kilka razy przejechać i obawa zniknęła. Teraz przemieszczam się już po największych stacjach prawie z zamkniętymi oczami :)
UsuńKocham Londyn :) Dobrze się tam czuję, nikt na nikogo nie zwraca uwagi, nie ma określonej mody i zbędnych konwenansów.
OdpowiedzUsuńTo prawda, w tym mieście każdy nawet największy odmieniec, czuje się dobrze.
UsuńCiekawy pomysł na serię wpisów. Uwięzienie w metrze to nie ciekawa sprawa, ale przynajmniej jest co opowiadać :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
UsuńChcę kolejne wpisy z tej serii! ♥
OdpowiedzUsuńNie chcę nawet myśleć co bym zrobiła jakby mnie uwięzili w metrze :D
fascyNATKA
Kolejny post z tej serii pojawi się już niebawem :)
Usuń