Moja Afryka cz. V
Witacie!!
Wczorajsze doniesienia z Kenii przywołały moje wspomnienia, z tego pięknego ale także niebezpiecznego kraju. W Nairobi - stolicy Kenii byłam co prawda tylko dwa razy i to głównie na lotnisku. Jednak rozmawiając z rodowitymi Kenijczykami nasłuchałam się takich przerażających rzeczy, że raczej cieszę się, że jakoś nie było mi dane bardziej zaprzyjaźnić się z tym miastem.
Na wybrzeżu kenijskim na którym spędziłam blisko dwa tygodnie było względnie bezpiecznie.
Jednak nie zmieniało to faktu, że w każdym pokoju znajdował się "panic button" który mogliśmy w każdym momencie użyć w razie jakiegokolwiek zagrożenia. Miałam okazję przekonać jak taki przycisk działa. Spokojnie! Nikt nas nie napadł ;)
Jednego wieczora około godziny 22 usłyszałam walenie do drzwi domu który wynajmowaliśmy. Przekonana, że to jeden z naszych towarzyszy nie wrócił jeszcze na nocleg, poszłam czym prędzej otworzyć drzwi. Moje zdziwienie było ogromne, gdy po otworzeniu drzwi na progu ujrzałam dwóch czarnoskórych policjantów, którzy mnie poinformowali, że mieli zgłoszenie z tej posesji. Patrzę na nich ogłupiała i mówię, że nic mi nie wiadomo ale pójdę i sprawdzę czy wszystko gra. Okazało się, że jeden z naszej ekipy chcąc zapalić światło w pokoju przypadkiem nacisnął owy przycisk ;).
Sprawę szybko panom policjantom wyjaśniliśmy, przeprosiliśmy za kłopot no i oczywiście daliśmy sowity napiwek za fatygę. W całej tej historii dobre jest to, że od momentu naciśnięcia guzika nie minęło nawet 5 min do przyjazdu policji. Od tamtego zdarzenia spało mi się zdecydowanie spokojniej, wiedząc, że ten przycisk naprawdę działa.
Drugą naszą ochroną był strażnik tzw. "watchman" który przychodził na 18 i pełnił wartę do 6 rano, co jakiś czas robiąc obchód całego terenu. Mimo, iż nasza posesja była od drogi dojazdowej odgrodzona bramą która na noc była zamykana, to od strony plaży można już było się bez trudu do nas dostać. Oczywiście strażnik przez całą noc pozostawał na dworze, do naszego domu nie miał prawa wejść, nie posiadał też kluczy, a my na noc zamykaliśmy się od środka, tak w ramach bezpieczeństw. Wieczorami bardzo często w nocy obserwowałam jego obchód z dachu, podziwiając jego odwagę i brak lęku przed spędzeniem nocy na dworze. Za taką 12 godzinną pracę strażnik otrzymywał £2.5 za noc. Dla nas to śmieszne pieniądze, a dla nich wiadomo miało to swoją wartość.
Jeśli chodzi o poruszanie się po naszej okolicy to zwykle jak udawaliśmy się do wiosek czy miasteczek, towarzyszył nam ktoś z miejscowych pełniąc rolę naszego przewodnika. Sami chodziliśmy tylko na plażę oraz nad ocean. Jednak i tam można było trafić na Kenijczyków którzy bardzo często mieli do zaoferowania szereg rożnych usług. Pamiętam jak pewnego popołudnia wybrałam się sama na spacer brzegiem oceanu i od razu zostałam zaczepiona przez tzw. "beach boys'ów" którzy w ciągu pięciu minut zaoferowali mi: pokazanie miasta, wieczorny wypad, oraz widząc mój tatuaż na plecach wykonanie innego po bardzo atrakcyjnej cenie. Oczywiście na żadną z tych propozycji nie przystałam. Przy następnych spacerach po plaży już szerokim łukiem omijałam miejsca w których można było ich spotkać.
To tyle jeśli chodzi o moje wspomnienia z Kenii na dzisiaj.
Zazdroszczę Ci tak dalekiej wyprawy :). Musiało być naprawdę cudownie :).
OdpowiedzUsuńcudowne miejsce, policja zareagowała błyskawicznie. dla obcokrajowców to miejsce pewnie nie jest tak groźne. Kenijczycy żyją z turystów w dużej mierze.
OdpowiedzUsuńchociaż ja nigdy w Afryce nie byłam.
UsuńNigdy nie byłam w Kenii i bardzo Ci tego zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńJa byłam 3 razy w Egipcie i raz w Tunezji, mam nadzieję, że na tym się nie skończy.
Jako, że uwielbiam wpisy o podróżach z czystym sumieniem dodaję do obserwowanych oraz blogrolla, żeby na bieżąco śledzić nowe wpisy na ten temat :)
Pozdrawiam i życzę miłego dnia,
buziaki!
Dziękuję za odwiedziny ;)
UsuńO Kenia marzenie...
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia;)))
OdpowiedzUsuńpolicja lepsza niż u nas :D
OdpowiedzUsuńHehe dokładnie ;)
UsuńFajnie się czyta Twoje przygody :) Super fotki Pozdr
OdpowiedzUsuńLubię czytać Twoje afrykańskie wpisy :))) Kenia to moje marzenie...
OdpowiedzUsuńdlatego omijam Afrykę szerokim łukiem:(
OdpowiedzUsuńDres kupiłam w zeszłą zimę, ale może na allegro ktoś sprzedaje:)
OdpowiedzUsuńTo musiała być niesamowita przygoda taki wyjazd:) A system z guziczkiem bardzo ciekawy:D
OdpowiedzUsuńOoo mamo! Ale przygoda :)
OdpowiedzUsuńP.S Zdjęcia kotów we wcześniejszym poście rewelacyjne. Kot zabójca przerażający ;)
Super wspomnienia. Dobrze, że ten przycisk po policję faktycznie działał :)
OdpowiedzUsuńTo musiała być niesamowicie ciekawa podróż! O takich miejscach czytałam tylko w książkach. Super, że Ty byłaś tam naprawdę :) Ciekawie opisałaś te wydarzenia :)
OdpowiedzUsuńszkoda, że u nas nie ma takiego "panic button" i takiej policji ;)
OdpowiedzUsuń